Zaczęło się od teorii, że dzieci najlepiej uczą się poprzez czytanie książek (dzięki Bogu za tak mądrych przyjaciół :) ) a potem ...potem poszło już z górki. Postanowiliśmy z jedną zaprzyjaźnioną rodziną czytać dzieciom książkę przygodową o Australii a przy okazji uczyć geografii, biologii a nawet matematyki. Wybór padł na pierwszą część serii Szklarskiego "Tomek w Krainie Kangurów". Książka nie ma barwnych ilustracji więc czytaliśmy z laptopem i globusem pod ręką. Ten post jest podsumowaniem naszej 3 miesięcznej podróży po Australii palcem po mapie.
Jako podsumowanie tej wędrówki powstał Lapbook. To taka duża książka złożona z małych tematycznie powiązanych książeczek. Jako zapracowana matka dwójki anglojęzycznych dzieci miałam sprawę ułatwioną, bo wiele materiałów znalazłam gotowych na stronach amerykańskich.
Byliśmy Aborygenami
Ułożyliśmy piosenkę
Zrobiliśmy Didgeridoo, które później wykorzystaliśmy jako tor dla kulek
I bawiliśmy się w wioskę Aborygenów odkrywając nową serię książek- wycinanek
A od jutra ruszamy z Tomkiem na Czarny Ląd
Anegdotka: Torbacze to są zwierzęta, którym rozpiął się brzuch
Lasche, dziewczyno, po prostu czapki z głów...:)
OdpowiedzUsuńNiezwykle inspirujące.
Mada całusy sto dwa :)
OdpowiedzUsuńchylę czoła przed Waszym lapbookiem - kawał dobrej roboty!
OdpowiedzUsuńlapbooki zawsze mi się podobały, ale właśnie przez fakt, że tej roboty jest taki "kawał" u nas nigdy, żaden nie powstał... tym bardziej podziwiam Wasz :D
a co myślisz o atlasie odkrywcy?
pytam, bo się zastanawiałam nad kupnem tej serii dla Chłopaków, ale nie widziałam w środku żadnej z książek i jestem ciekawa
Rewelacja! Takie poznawanie kontynentów to ja rozumiem :)
OdpowiedzUsuńLasche, znam Cię (po cichu) z Forum Muratora, stamtąd trafiłam tu i z wypiekami na twarzy czekam na każdy kolejny wpis. I kiedy wydaje mi się, że już mnie niczym nie zaskoczysz, bo jestem gotowa, ponieważ wiem, że masz niezwykłe pomysły i niewiarygodną zdolność ich realizacji, to zawsze szczękę muszę podnosić z podłogi ;-) Każdy Twój post, działa na mnie jak młot rozbijający stwardniałe skorupy ograniczające kreatywność i fantazję. A lapbook jest rewelacyjny i to on zmusił mnie do pierwszego wpisu ;-)
OdpowiedzUsuńPiękna praca! A gdzie kupiliście te wycinanki o Australii (we Wrocławiu oczywiście)?
OdpowiedzUsuńCzyżyk zaraz machnę posta w sprawie książek ...zainspirowałaś mnie :) A lapbook to raczej praca starszakowa niż maluchowa, choć mały dzielnie malował (czego bardzo nie lubi)
OdpowiedzUsuńW pogoni za E takie poznawanie ma same zalety :)A najlepszy moment niestety nie uwidoczniony na zdjęciach był taki, kiedy chłopcy w lecie tarzali się dosłownie w piasku i wtedy zmieniła im się skóra na Aborygeńską. Maluch od tej pory ani razu nie pomylił się w nazwie rdzennych mieszkańców Australii. Grunt to poznawać organoleptycznie :)
Blueme no i co ja mam napisać :) :) moje ego zostało miło połechtane :) Dziękuję dziękuję i koniecznie pisz częściej :)
Frajda na Oławskiej jest Księgarnia z 70% wyprzedażą :)
Urzekł mnie Wasz lapbook, koniecznie musimy spróbować stworzyć swoją książkę!
OdpowiedzUsuńSpróbujcie :) Nasz wyszedł dość obszerny, ale i projekt był złożony
OdpowiedzUsuńJestescie niemozliwie niemozliwi!
OdpowiedzUsuńTrwam a podziwie i zachwycie, a no i zadziwieniu!
... naprawde!
A jako lekture dodatkowa polecam ksiazeczki Beaty Pawlikowskiej "Blondynka w ..." dla mnie rewelacja a i moja Majka chichotala nie raz z opowiesci Blondynki i Jej do nich ilustracji :)
Marzena
łaaa jaki ten lapbook genialny! ależ mnie zachwycił!
OdpowiedzUsuń