środa, 25 kwietnia 2012

Pracowita środa - lampa z brzozą w roli głównej

Dziś wspólne dzieło moje (pomysł, zakup elementów, marudzenie) i taty lasche (elektryka). Czyli nasze DIY lampowe (ta współpraca wchodzi nam w krew).


A jak się zaczęło? Najpierw zainspirowałam się podobnymi pomysłami na sieci ...ale koniecznie chciałam mieć brzozę ...kombinowałam skąd tu ją wytrzasnąć, aż pewnego dnia wracając od znajomych zobaczyłam w lesie na poboczu zmurszałe stare gałęzie. Wrzasnęłam STOP i tata lasche (kierowca) zahamował z piskiem opon. A ja jak nawiedzona wyskoczyłam z auta. Wróciłam po kilku minutach targając gałęzie. Tata lasche puknął się w czoło ...ale gałęzie zabrał . A potem okazało się, że są przegniłe i znowu byłam w punkcie wyjścia. Marudziłam i jęczałam, aż któregoś dnia po powrocie z pracy znalazłam gałąź. Ktoś przy drodze wycinał samosiejki i ...mój kochany tatuś pamiętał o mnie. No i się zaczęło ...









A to już efekt naszej pracy w dzień ...





i nocą

 

 





10 komentarzy:

  1. pomysłowa Kobieto!ten tata to Cię musi mocno kochać :p
    musisz mieć najorginalniejszy dom w historii - podziwiam konsekwencję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Birbant cieszę się, że ta CI bardziej przypadła do gustu :) :)

    Anitko, zawsze byłyśmy z siostrą córeczkami tatusia :) a czy najoryginalniejszy to nie wiem ...ale na pewno coraz bardziej "mój"

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie.
    Masz chyba najoryginalniejszy dom w historii.
    Właściwie najniecierpliwiej czekam na zdjęcia Twoich wnętrz :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak tata! :)
    Lampa świetna! Marzę też o żarówkach nad półwyspem w kuchni :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Polala już za chwilę ciąg dalszy ...dziękuję za tam miłe opinie

    Addelinda :) bardzo dzięuję

    Kasiu o tak ...w rodzinie siła :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń